...kilka słów z punktu widzenia regulacji dotyczących bezpieczeństwa pokazów i samego latania na takich pułapach...
Pamiętam pokazy lotnicze w Dęblinie w 1986 roku (niektórzy dopiero wtedy przyszli na świat). Cały program, odbywał się bez ograniczeń nad publiką, wrażenie było niesamowite, do dziś nie mogę zapomnieć ryku silnika Su-20 przelatującego tuż nad głowami na pełnym dopalaniu, później tylko pisk w uszach i płacz dzieci wkoło. Publika lekko wystraszona, ale szczęśliwa. W ówczesnych imperialistycznych Niemczech w imperialistycznej bazie w Ramstein mniej więcej w tym samym czasie, Tri Colori mają pecha i zderzają się w powietrzu, na ziemi ginie kilkadziesiąt osób, które znalazły się na lini spadania wraków. Podnoszą się głosy, że trzeba zaostrzyć przepisy i zwrócić baczniejszą uwagę na ich przestrzeganie przez załogi, i co ważne, przez organizatorów. Po kilkunastu latach piloci i organizatorzy ignorują to i świat ogląda kolejną tragedię tym razem we Lwowie (stare polskie miasto), najliczniejszą grupę ofiar stanowią dzieci, wiele z nich zapewne marzyła by być pilotami.
Po raz kolejny przepisy są zaostrzane, a ich naruszenie karane. Traci na tym widowisko, ale zyskuje bezpieczeństwo.
Organizatorzy w Radomiu określili kilka ważnych zasad bezpieczeństwa, np. loty samolotów odrzutowych powyżej 200 m. Figury pionowe wykonywane równolegle do publiczności lub "od"niej. Bezwzględny zakaz wlatywania nad publiczność, jeżeli figura pilotażu wykonywana jest w kierunku publiczności winna być zakończona nie później niż na linii pokazu (obrazek). Jest wiele rzeczy na które należy zwócić uwagę.
Co do samego wykonania pokazu.
Nie należy dać się ponieść emocjom, nie ma wykonywania akrobacji na siłę, jeżeli coś nie wychodzi i nie ma nakazanych paramertów figurę należy przerwać. Sorry, ale publika nie zorientuje się czy tak miało być, czy nie. Wprowadzenie "do ziemi" - na nakazanej wysokości, nikt nie odróżni czy było 1000 metrów, czy 1100. Należy pamiętać, że zadziwić można tylko i wyłącznie siebie.
Na filmie ze Spitfirem wyraźnie widać, że pilot nisko wprowadził do drugiej polówki pętli z mała prędkością, nie odzyskał jej i siły bezwładności pokonały siły aerodynamiczne. Niestety silnik na tym samolocie jest zbyt słaby bo go "wyrwać". Jedynym sposobem poprawienia błedu było... nie wprowadzać lub jeżeli już to odwrócić samolot po przejściu lotu plecowego. "Coś" najwyraźniej nie zagrało. Po wychyleniach steru widać, że pilotował go fachowiec, nie "ciągnie" na siłę, bo wie, że tym samym może przeciągnać samolot, stara się nadać najbardziej optymalny kąt nataria by wyrobić się przed ziemią, niestety "trochę" zabrakło.
Schemat Radomia:
